top of page
Szukaj

Hist(o/e)rie umysłu


Emocje...

Trzymają nas w silnych objęciach.

Mogą zalewać.

Czasem są jak strumyk, innym razem jak rzeka, albo jezioro, a kiedy indziej jeszcze jak ocean.

Kiedy rozmawiamy o tym, co jest najtrudniejsze w emocjach, pojawia się: ich siła, porywczość, intensywność, niepodatność na "dobre słowo". "Mówię sobie - nie warto, nie ma sensu, nie ma co się przejmować/złościć/smucić/niepokoić/

zamartwiać, ale dobre słowo nic nie daje." Złe słowo też nie pomaga. Łajanie się i grożenie, że "jak następnym razem wybuchnę, to..." nie kończy się wcale inaczej. Stary nawyk bierze górę. Lądujemy często w bardzo podobnym miejscu, odtwarzając dokładnie ten sam scenariusz. To coś na kształt uzależnienia. Bodzieć-reakcja.

Automatyzm. Ta natychmiastowość jest obezwładniająca.

I taka do przewidzenia. Wiem, a i tak nie mogę inaczej.

Nie dość, że emocje pojawiają się nagle i w sposób niekontrolowany, to jeszcze potrafią się rozgościć naprawdę na długo. Znasz ze swojego życia taki stan, kiedy złość do bliskiej ci osoby trwa znacznie dłużej, niż jedną godzinę? Albo, gdy uczucie smutku rozlewa się na całe dni, miesiące? Żal przeciąga się latami?

Czy w ogóle można inaczej?

W swoim wystąpieniu Jill Bolte Taylor mówi o tym, że emocja, jako rodzaj reakcji (energetycznego wyładowania) na poziomie ciała trwa ok. 1,5 minuty. Skoro jednak z autopsji wiemy, że emocje trwają znacznie dłużej (godziny, dni, miesiące, lata), to co zatem robimy nie tak?

Tara Brach (nauczycielka mindfulness, której słuchać po prostu uwielbiam), przywołuje pojęcie papancha - buddyjskie określenie na tworzenie historii wokół emocjonalnego impulsu. To praca umysłu, który pomnaża hist(o/e)rie wokół bolesnego "miejsca": sytuacji, zdarzenia, słowa, myśli. Załóżmy, że ktoś mówi ci coś przykrego np. "To miło, że się bardzo postarałaś, tyle tylko, że wyszło, co wyszło: kompletna klapa!". Automatyczną reakcją na tę ocenę jest uczucie przykrości/smutku/złości. Pojawia się wówczas również jakaś pierwsza automatyczna myśl. I jeśli masz tendencję do widzenia winy w sobie, to pomyślisz np. "Jestem do niczego", a potem pojawi się kolejna myśl "Jak zwykle..kompletna klapa - ja jestem kompletną klapą....", i "Dlaczego to mnie zawsze musi się przydarzać. Inni jakoś ciągną, innym się jakoś układa. Tylko ja jestem taką ofiarą losu...", "Już chyba nigdy nie będzie lepiej...", "Jestem skończona...".

Logika jest taka: jedna myśl rodzi kolejną, i kolejną, i kolejną, i w efekcie tworzy się cała hist(o/e)ria, która podsyca emocje, a te zwrotnie podsycają pojawianie się kolejnych myśli. Ruminujący umysł ma opanowany ten trik do perfekcji.

Nie ma magicznego sposobu na zatrzymanie tego procesu. Zamiast niego jednak istnieje możliwość budzenia się do przytomnej obserwacji i uświadomienie sobie cierpienia wynikającego z papancha (napędzającego się łańcucha myśli, generującego paliwo dla emocji). Moment kontaktu i pozostawanie z tym, co w danej chwili realnie istnieje w ciele (może jest to kłucie w sercu, rozpieranie w brzuchu, pulsowanie w klatce piersiowej itp.) jest jednocześnie momentem zyskiwania wolności od hist(o/e)rii myśli. Niewiele

z nich bowiem opisuje FAKTY, a zdecydowana ich większość to OCENY i INTERPRETACJE: dzisiaj takie - jutro inne, moje takie - twoje inne. Nie ulega jednak dyskusji, że często są one źródłem cierpienia. Warto przytoczyć tu dowcip, który opowiada Tara Brach:

Na łożu śmierci mąż mówi do żony „Kochanie muszę ci coś wyznać”, „Nic nie mów, po prostu odpoczywaj”, mąż na to: „Ale ja naprawdę muszę ci coś wyznać, żeby móc odejść w spokoju ducha, po prostu muszę Kochanie… spałem z twoją najlepszą przyjaciółką, twoją siostrą, i twoją matką.”. Na co żona łagodnie patrząc na męża mówi: ”Tak, wiem, a teraz połóż głowę wygodnie na poduszce i pozwól truciźnie działać.”

Emocje mają swoją wielką moc i mogą nas zagnać naprawdę daleko. Czasem tak daleko, że trudno jest nam sobie przypomnieć co było na początku. Wszystkie zajadłe konflikty wokół są na to doskonałym przykładem. "Jak się znaleźliśmy w tym miejscu?" Praktykowanie uważności w ogromnej mierze pomaga nam mieć większy kontakt z tym, co się dzieje naprawdę - realnie, tu i teraz. To z kolei chroni nas przed wpadaniem w sieci hist(o/e)rii, które z rzeczywistością mają niestety niewiele wspólnego.

Uważne radzenie sobie z emocjami nie jest procesem łatwym. Jeśli tylko jednak uda nam się zrobić pauzę, zatrzymać się, to wracamy do domu –do większej łagodności, życzliwości, do mądrości wyboru. Nawet jeśli nie uda mi się zrobić tego dzisiaj, ale to zauważę i z łagodnością pożyczę sobie by uważnie odnaleźć się w podobnej sytuacji być może jutro, to jest to już mały krok: to jak dolewanie kolejnej małej kropli do dzbana uważności, który w końcu się przeleje i ostatecznie poczujemy efekty.

Spróbuj RAIN (z j. ang.: deszcz) czyli 4 kroki uważnego radzenia sobie z trudnymi emocjami:

R - rozpoznawanie (co to jest? jakie to uczucie?)

A - akceptowanie (o! to już tu jest i to jest w porządku)

I - interesowanie się (badanie jak tego doświadczam w ciele?)

N - nieutożsamianie się (czy to co myślę jest faktem? czy w to wierzę? Zawsze mogę wrócić do oddechu)


156 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page